+1
Z Gdańska Do 22 lipca 2015 20:43
Tajlandia kusiła nas od dawna… Ceny biletów lotniczych były jednak niczym Wielki Mur Chiński. Aż tu dnia pewnego na fly4free promocja – 1400 zł i to z Warszawy. Oczy nam się zaświeciły, szare komórki zaczęły już już układać plan podróży. Już prawie witaliśmy się z gąską, a tu nagle doczytaliśmy, że bilety oferuje UIA.
Co to jest UIA? Szybkie nurkowanie w Internecie. I czas decyzji.

Kupować? Nie kupować? Zaryzykowaliśmy.

Zanim wylądowaliśmy w Tajlandii czekała nas przesiadka w Kijowie. Pierwszy raz mięliśmy okazję być na tym lotnisku. Czekało nas 6 godzin oczekiwania. Co można robić przez sześć godzin na lotnisku? Spać, jeść, czytać… popijać zimne piwko. Padło na ostatnią alternatywę.

- Dzień dobry. Piwo poproszę.
- Jedno czy dwa?
- Jedno.
- Ale jedno kosztuje tyle co dwa.
- ?
- Promocję mamy. Czy weźmie pan jedno czy dwa, to i tak płaci pan 1 euro.

Wielu pasażerom promocja niestety nie posłużyła.

Sześć godzin na lotnisku minęło więc względnie szybko. Potem 11 godzin w samolocie i na dzień dobry Bangkok przywalił nam legendarną mokrą szmatą w twarz. Poważnie. Wyszliśmy z sky train i nagle bum. Strasznie dziwne uczucie. Przez pierwsze kilka godzin sekund średnio przyjemne.

Nie wiedzieliśmy czego możemy się po Bangkoku spodziewać. Opinie o tym mieście, które do nas docierały, były przeróżne. Komercja, tłok, gwar, skwar i smród. Nic tylko uciekać. Ale było też sporo pozytywnych ocen. Trochę zaryzykowaliśmy i zaplanowaliśmy 4 dni na stolicę Tajlandii. I teraz mądrzejsi o doświadczenie tego miasta wszem i wobec ogłaszamy, że jest to jedno z cudowniejszych miejsc, które odwiedziliśmy.


Rondo na szczęscie


Wat Benchamabophit


Wat Benchamabophit


Kompleks Wat Phra Kaew


Kompleks Wat Phra Kaew


Kompleks Wat Phra Kaew

Kupiliśmy je w całości, z wszystkimi niedoskonałościami. Z korkami, z tysiącami japońskich turystów uniemożliwiającymi pstryknięcie fajnego zdjęcia, z brakiem rozkładów jazdy autobusów. Pokochaliśmy uśmiechniętych, cudownych ludzi, pyszne satay’e serwowane na Chinatown i przemieszczanie się łodzią.


Bo prąd musi płynąć :-)


Kompleks Wat Phra Kaew - dziki tłum


Kompleks Wat Phra Kaew


Kompleks Wat Phra Kaew


Wat Arun - obecnie w generalnym remoncie


Jedzonko przy przystani w pobliżu Wat Pho - mega

Pomimo tego, że Bangkok jest sporawych rozmiarów, poruszanie się po nim było dla nas dosyć proste. Wszystko działo się instynktownie, choć pierwsze koty za płoty raczej do łatwych nie należały. Z reguły przemieszczaliśmy się komunikacja miejską, tj. autobusami lub łodziami. Co ciekawe, na przystankach nie ma rozkładów jazdy. Widnieją jedynie numery autobusów, które się tam zatrzymują (czasem nie ma nawet tego). Bardzo pomagali nam przechodnie w rozszyfrowaniu gdzie dany autobus będzie zmierzał. Pomocne okazały się też "kierowniczki" autobusów. Tak, kierowniczki autobusów. Są to bardzo ważne persony. To kierowniczka rządzi i dzieli niczym wujek Wladimir. Każda (z reguły są to panie) dzierży w dłoni coś na kształt blaszanego piórniczka, który pełni rolę kasy oraz kasownika w jednym. Tak więc szefowa autobusu podchodzi do pasażera (że się zbliża oznajmiają nam brzęczące w "piórniku" bahty), zbiera kasę, wyciąga z "piórnika" bilet i kasuje go przy pomocy "piórnika" oczywiście. Proste? Proste. Podobnie wygląda sprawa z łodziami. Tam też są kierowniczki. Bilet można czasem kupić także na przystani. Z łodziami jest ten problem, że kursują tylko do 19:30. Są najszybszym i najwygodniejszym sposobem przemieszczania się po mieście.


Mój ulubiony środek transportu

Każdego dnia odkrywaliśmy nowe oblicze Bangkoku. Dziwiła nas niezliczona ilość betonowych estakad. Jedna nad drugą. Budują oczywiście kolejne, a miasto i tak się korkuje. Zachwycały olbrzymie, puszczające oko neony w China Town i ruch, ruch ciągły ruch. Miasto ciągle się napędza, nakręca. Mimo to ludzie sprawiają wrażenie wyluzowanych, jakby żyli gdzieś z dala od tego pędu, są cały czas uśmiechnięci i serdeczni.


China Town

Miasto łączy w sobie nowoczesność i tradycję, jedno przenika drugie tworząc spójną całość. Nie razi absolutnie posąg Buddy przy centrum handlowym, czy mknący jedną z wielu estakad stary autobus wyposażony w przymocowane do "sufitu" wiatraczki.


Każdy może mieć swojego Buddę


Saket, a w oddali nowoczesność


Wiją się jak węże

Wizyty w świątyniach buddyjskich były dla nas nowym, bardzo ciekawym doświadczeniem. Wchodzimy do Wat i co tu robić, jak się zachować? Na polskich forach przeczytaliśmy tyle zakazów i nakazów, aby nie urazić Tajów, że nasz pierwszy raz ze świątynią buddyjską był dziwny. Siąść, nie siąść, robić zdjęcia, nie robić? Z zakłopotania wyprowadzili nas sami Tajowie wręcz zachęcając do robienia zdjęć. Nikt nie robił problemu z tego, że się rozglądamy, kręcimy w te i wewte. Okazało się, że Tajowi są mniej przewrażliwieni na punkcie swojej religii niż co poniektórzy Polacy opisujący wizyty w buddyjskich świątyniach.


Lak Mueang czyli pierwszy raz w domu Buddy


Wat Suthat. - Budda zaledwie 8 m. wysokości:)


Wat Suthat.

Bangkok przemierzaliśmy z szeroko rozdziawionym dziobem. Staraliśmy się korzystać maksymalnie z tego co to miasto daje, łącznie z szalonymi wieczorami na Khao San. Jest to chyba jedna z najsłynniejszych i najgłośniejszych ulic świata - gwar, ruch, muzyka. Oczywiście na Khao San ścisk jest niesamowity. Ludzie tańczą, śpiewają, śmieją się i sączą alkohol z wiaderek. Nie samym piwem turysta w Bangkoku oczywiście żyje i Tajowie dobrze o tym wiedzą. W związku z tym stoisk z jedzeniem jest na ulicy cała masa: satay’e, makarony, ryż, owoce i oczywiście robaczki. Od wyboru do koloru.


Khao San

My jednak zdecydowanie na posiłek polecamy China Town. Ta dzielnica to jedna z największych atrakcji Bangkoku. Chodniki zastawione były garkuchniami. Zapachy, z zewsząd zapachy. Co rusz mijaliśmy stoliki obstawione rybami, krabami, kaczkami i talerzami z noodle soup. Codziennie wieczorem jeździliśmy do China Town, bo właśnie tamtejsza kuchnia nam najbardziej smakowała. A soki ze świeżo wyciskanych granatów to istna bajka... Nie sposób było ogarnąć wszystkiego co się wokół działo. I te neony... z chińskimi szyframi. Wyglądały rewelacyjne. Szkoda, że dzielnica zaczyna pustoszeć już ok. 22, co szczerze mówiąc nieco mnie zdziwiło.


China Town


China town


Kto kaczką się nie raczy ten trąba:)

Bangkok uwiódł nas. Miasto jest jak narkotyk, chcesz więcej i więcej.

Więcej na zgdanskado.blogspot.com

Dodaj Komentarz

Komentarze (7)

lifegallery 22 lipca 2015 23:43 Odpowiedz
Bangkok trzeba umieć zwiedzać i wciąga niesamowicie. Dwie małe galerie z dwóch pobytów : http://dareklewandowski.yh.pl/.../thai.../bangkok/index.html i http://dareklewandowski.yh.pl/.../bangkok_2007/index.html
srebrnyptak 23 lipca 2015 09:28 Odpowiedz
to miasto pochlania:) nas wciagnelo, wycisnelo i wyplulo. Bylismy dwa razy i zawsze wlasciwie w tych samych miejscach. Wspomnienia mamy podobne (boat trainy, khao san, china town, waty i street food) do tego warto zaplanowac drinka na dachu Lebua Hotel (tam gdzie krecono kac vegas). Porownanie z mokr sciera na twarz trafia w punkt - dobre :) poza bangkokiem byliscie gdzies jeszcze?
z-gdanska-do 23 lipca 2015 18:37 Odpowiedz
Udało się nam dotrzeć do Khao Sok - cudowne miejsce, trochę czasu spędziliśmy w Krabi, a potem Siem Reap w Kambodży. W listopadzie czeka nas kolejna wizyta w Bangkoku:). Upolowaliśmy bilety za ok. 600 zł z Wenecji więc drink na dachu Lebua Hotel jest całkiem realny:). Pozdrawiam
z-gdanska-do 23 lipca 2015 18:38 Odpowiedz
srebrnyptakto miasto pochlania:) nas wciagnelo, wycisnelo i wyplulo. Bylismy dwa razy i zawsze wlasciwie w tych samych miejscach. Wspomnienia mamy podobne (boat trainy, khao san, china town, waty i street food) do tego warto zaplanowac drinka na dachu Lebua Hotel (tam gdzie krecono kac vegas). Porownanie z mokr sciera na twarz trafia w punkt - dobre :) poza bangkokiem byliscie gdzies jeszcze?
Udało się nam dotrzeć do Khao Sok - cudowne miejsce, trochę czasu spędziliśmy w Krabi, a potem Siem Reap w Kambodży. W listopadzie czeka nas kolejna wizyta w Bangkoku:). Upolowaliśmy bilety za ok. 600 zł z Wenecji więc drink na dachu Lebua Hotel jest całkiem realny:). Pozdrawiam
srebrnyptak 24 lipca 2015 18:50 Odpowiedz
Co do lebua hotel warto wiedziec zeby wybrac pore zachodu slonca, zobaczysz i smog i bkk by night:) A i najwazniejsze Panowie musza przestrzegac dosc restrykcyjnego dress vodu (dlugie spodnie i buty zakrywajace stopy - sandaly odpadaja. Mimo jak na azje wysokich cen - piwo ok 500-600bht - kolacja ok 3000bht uwazam ze warto dla samych fotek.
salsajack 25 lipca 2015 13:52 Odpowiedz
z-gdanska-doUdało się nam dotrzeć do Khao Sok - cudowne miejsce, trochę czasu spędziliśmy w Krabi, a potem Siem Reap w Kambodży. W listopadzie czeka nas kolejna wizyta w Bangkoku:). Upolowaliśmy bilety za ok. 600 zł z Wenecji więc drink na dachu Lebua Hotel jest całkiem realny:). Pozdrawiam
Hej. Jak sie dostaniecie do Wenecji? Tez kupilem mega tani bielt :).
z-gdanska-do 26 lipca 2015 16:22 Odpowiedz
salsajack
z-gdanska-doUdało się nam dotrzeć do Khao Sok - cudowne miejsce, trochę czasu spędziliśmy w Krabi, a potem Siem Reap w Kambodży. W listopadzie czeka nas kolejna wizyta w Bangkoku:). Upolowaliśmy bilety za ok. 600 zł z Wenecji więc drink na dachu Lebua Hotel jest całkiem realny:). Pozdrawiam
Hej. Jak sie dostaniecie do Wenecji? Tez kupilem mega tani bielt :).
Lecimy z Gdańska do Bergamo, a stamtąd pociągiem za 14 euro do Wenecji. Noc spędzimy łażąc po mieście, a jak nam się znudzi to pojedziemy na lotnisko bo wylot jest ok. 7:50. Wracając zakończymy podróż w Rzymie i stamtąd lecimy do Polski.